Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 3.pdf/133

Ta strona została uwierzytelniona.

szym ciasnym mieszkalnym pokoju i z chęcią poszedłem za jego wezwaniem. Przez trzy godziny chodziliśmy nad brzegiem i po Fleet-Street i przypatrywaliśmy się różnorodnym zajęciom ludzkim, jakie tam ciągle można dostrzegać. Holmes popuścił wodze swemu darowi obserwacyi; jego ciekawe rozmowy i bystre uwagi zajmowały mnie i bawiły też w wysokim stopniu.
Dopiero około dziesiątej godziny wróciliśmy na Baker-Street. Przed naszą bramą czekała jednokonka.
— Hm! Lekarski powóz, jak widzę, powiedział Holmes. Prawdopodobnie jakiś lekarz praktykujący — dopiero krótki czas w swym zawodzie, ale ma już wiele do czynienia. Zapewna szuka u nas porady. Szczęście, żeśmy w sam czas powrócili do domu.
Znałem dostatecznie mego przyjaciela, aby się nie dziwić zbytnio jego wnioskom. Torebka z chirurgicznymi przyrządami, która wisiała we wnętrzu powozu, oświetlona przez latarnie, zdradziła mu te wszystkie szczegóły. W naszem oknie na górze zobaczyliśmy światło, znak, że późne odwiedziny nas się tyczyły. Wszedłem za Holmesem do naszego mieszkania nie bez pewnej ciekawości, czego mój pan kolega mógł o tej godzinie u nas szukać.