Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 3.pdf/148

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak, słusznie, mogą panowie wejść, odezwał się wreszcie; bardzo mi przykro, że musiałem panów trudzić swoimi środkami ostrożności.
Zapalił znowu lampę gazową i zobaczyliśmy przed sobą dziwnego człowieka, którego wygląd zewnętrzny jeszcze wyraźniej, aniżeli jego głos przedtem, wskazywał na to, jak rozstrojone były jego nerwy. Cienkie, siwawe włosy stanęły mu na głowie z wewnętrznego wzruszenia, miał chorobliwą cerę i musiał zapewne w ostatnich czasach bardzo schudnąć, bo skóra na szyi i policzkach całkiem mu obwisła, choć mógł ciągle jeszcze uchodzić za tęgiego człowieka. W ręku trzymał rewolwer, który schował do kieszeni, kiedy się do nas zbliżył.
— Dobry wieczór, panie Holmes, rzekł, bardzo panu dziękuję za odwiedziny. Nikt nie potrzebuje z pewnością pańskiej rady tak koniecznie jak ja. Prawdopodobnie opowiedział już panu doktor Trevelyan o zuchwałem naruszeniu spokoju domowego, jakiego się względem mnie dopuszczono.
— Tak jest, odrzekł Holmes. A cóż to za jedni są ci obaj, panie Blessington, i co ich skłania do tego, żeby pana niepokoić?
— Tak, widzi pan, odpowiedział zapytany z nerwowym pośpiechem, jest to pytanie, na