Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 3.pdf/151

Ta strona została uwierzytelniona.

— W obu wypadkach trafiło się to zupełnie przypadkowo, że Blessington był właśnie nieobecny. Wybrali oni niezwykłą godzinę do swych odwiedzin widocznie w tym celu, ażeby żadnego innego pacyenta nie było w poczekalni. Lecz nie wiedzieli, że o tej porze właśnie Blessington codziennie wychodził; przeto zdaje mi się, że z jego zwyczajami są mało obeznani. Gdyby im szło tylko o zdobycz pieniężną, to byliby przynajmiej próbowali znaleść jego pieniądze. Można zaś każdemu człowiekowi wyczytać nieomylnie z twarzy, kiedy się lęka o swą własną skórę. Jest to nadto niemożliwe, żeby miał wrogów, którzyby go z taką zaciekłością ścigali, a on sam żeby ich nie znał. Dlatego uważam to za pewne, że on tych ludzi zna i tylko z jakichś powodów nie chce się do tego przyznać. Tymczasem jest to możliwe, że zastaniemy go jutro w usposobieniu, skłonniejszem do zwierzeń.
— Można przypuścić tu jeszcze jedną możliwość, rzekłem. Jest ona wprawdzie w wysokim stopniu nieprawdopodobną, ale przecie można sobie pomyślić, że przygoda z kataleptycznym Rosyaninem i jego synem jest czystym wymysłem, i że Trevelyan sam w jakimś celu był w pokoju Blessingtona.
Przy świetle gazowej latarni zobaczyłem,