Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 3.pdf/157

Ta strona została uwierzytelniona.

cięliśmy nieszczęśliwego przy pomocy policyjnego urzędnika i w milczeniu okryliśmy zwłoki prześcieradłem.
— Skąd wziął on ten sznur? zapytał Holmes.
Trevelyan wyciągnął z pod łóżka zwiniętą linę.
— Jest to kawałek z tej tutaj, rzekł. Blessington lękał się ciągle niebezpieczeństwa pożaru i miał obok siebie zawsze w pogotowiu linę ratunkową, w razie gdyby schody poczęły się palić.
— Zaoszczędziło to im wiele trudu, nadmienił Holmes w zamyśleniu. Tak, cały stan rzeczy jest zupełnie jasny, i byłoby to zupełnie naturalnem, jeślibym dziś popołudniu mógł już wykryć także pobudki tej zbrodni. Wezmę tylko podobiznę Blessingtona, stojącą na gzymsie nad kominkiem, może mi to ułatwi moje badania.
— Ależ pan nam przecie jeszcze nic nie wyjaśnił; zawołał doktor.
— Co do kolejnego po sobie następstwa wypadków nie można mieć chyba już żadnych wątpliwości. — Trzech ludzi brało udział w tej zbrodni, ów młody człowiek, rzekomy jego ojciec i ktoś trzeci, co do którego jeszcze nie wiem nic pewnego. Obaj pierwsi odgrywali rolę rosyjskiego szlachcica i syna tegoż,