Strona:PL Doyle - Zaginiony footbalista (zbiór).pdf/90

Ta strona została uwierzytelniona.

czas, więc mimo swych wielkich zdolności, zapewne obawia się egzaminu.
— A więc jego pan posądza?
Profesor z zakłopotaniem spuścił wzrok.
— Tak daleko nie idę. Ale z tych trzech, u niego jest to może najmniej nieprawdopodobne.
— Dobrze. A teraz chciałbym bardzo rozmówić się z pańskim służącym, panie profesorze.
Ten pocisnął guzik elektrycznego dzwonka, poczem ukazał się Bannister.
Był to mały człowieczek około pięćdziesięcioletni, z bladą, gładko wygoloną twarzą. Był widocznie rozdrażniony zajściem, które tak nagle przerwało mu spokojny tryb życia. Twarz mu drgała, ręce trzęsły się z irytacji, a wzrok biegał niespokojnie po wszystkich obecnych.
— Chcielibyśmy jak najdokładniej zbadać tę nieszczęsną historję — rzekł do niego profesor ojcowskim tonem.
— Słucham wielmożnego pana.
— Dziwne, że się to wam zdarzyło właśnie dzisiaj, kiedy te ważne papiery leżały na stole.
— To był bardzo nieszczęśliwy zbieg okoliczności, proszę pana. Ale to się i przedtem także czasem zdarzało.
— O jakim czasie weszliście do pokoju?
— Około pół do piątej. Pan profesor zwykle o tej godzinie pije herbatę.
— Jak długo zatrzymaliście się w pokoju?