Strona:PL Doyle - Znak czterech (tł. Neufeldówna, 1922).pdf/117

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mój drogi, to byłoby olbrzymie zadanie. Mogła zawinąć do którejkolwiek przystani z jednej lub drugiej strony rzeki między tem miejscem tutaj a Greenwich. Poniżej mostu ciągnie się istny labirynt przystani przez mile całe. Minęłyby tygodnie, zanimby człowiek zdołał je sam przeszukać.
— To wezwij do pomocy policję.
— Nie chcę... Prawdopodobnie wezwę Athelney’a Jones’a w ostatniej chwili. Niezły to chłop i nie chciałbym uczynić nic takiego, co mogłoby obrazić jego ambicje urzędniczą. Ale pragnąłbym „wypracować“ całą sprawę sam, skoro mam już wszystkie nici w ręku.
— Możeby ogłosić wezwanie do dzierżawców przystani, żeby nam udzielili jakich wiadomości?
— Byłoby to jeszcze gorzej. Nasi panowie domyślają się niewątpliwie, że są ścigani i opuszczą kraj. Dopóki jednak będą mniemali, że nikt tego śladu ich nie wykrył, nie będą się śpieszyli. A tutaj dopomoże nam gorliwość i energja Jones’a. Dzienniki opiszą niechybnie jego działalność w tej sprawie, i tamci nabiorą przekonania, że wszyscy są na fałszywym tropie.
— Cóż zatem poczniemy? — spytałem, gdy wylądowaliśmy w pobliżu Millbank Penitentiary.
— Weźmiemy tę dorożkę, pojedziemy do

107