Strona:PL Doyle - Znak czterech (tł. Neufeldówna, 1922).pdf/122

Ta strona została uwierzytelniona.

— Na Boga, Holmesie — rzekłem, wstając — zdaje mi się, że istotnie przyszli po nas.
— Nie, nie bój się, tymczasem jeszcze nie. To siła nieurzędowa... ochotnicy z ulicy Baker.
Gdy to mówił, rozległ się szybki tupot bosych stóp po schodach, krzykliwa paplanina i do pokoju wpadło dwunastu brudnych, obdartych łobuzów ulicznych. Panowała wszelako śród nich pewna karność, bo, pomimo hałaśliwego wejścia, ustawili się niezwłocznie szeregiem i spoglądali na nas wyczekująco. Jeden z nich, wyższy i starszy od innych, stał na przedzie z miną, pełną godności, bardzo komiczną u takiego małego oberwańca.
— Otrzymałem wezwanie pana — rzekł — i sprowadziłem ich.
— Dobrze — odparł Holmes — ale na przyszłość niech oni zgłaszają się do ciebie, Wigginsie, a tylko ty jeden do mnie. Nie chcę takich napadów na swój dom. Niemniej dobrze, iż wszyscy razem usłyszycie zlecenie. Chcę, żebyście mi się dowiedzieli, gdzie jest teraz statek parowy, noszący nazwę „Aurora“, własność Mordecaiego Smitha, czarny, z dwoma czerwonemi pasami; komin ma czarny także, z białą obręczą. Jest gdzieś w dole rzeki. Jeden z was musi być przy przystani Smi-

112