Strona:PL Doyle - Znak czterech (tł. Neufeldówna, 1922).pdf/131

Ta strona została uwierzytelniona.

deusza Sholto, — rzekła. — Zresztą nic mnie tak dalece nie obchodzi. Pan Sholto postąpił tak szlachetnie i uczciwie, że obowiązkiem naszym jest oczyścić go od tego strasznego i nieuzasadnionego podejrzenia.
Zmierzch już zapadał, gdy opuściłem Camberwell, a zanim stanąłem w domu zrobiło się zupełnie ciemno. Książka i fajka mego towarzysza leżały przy jego krześle, ale on sam znikł. Rozejrzałem się po pokoju, myśląc, że znajdę jaki bilecik, ale nic nie było.
— Czy pan Sherlock Holmes wyszedł? — spytałem pani Hudson, gdy weszła, by zamknąć okiennice.
— Nie, panie. Jest u siebie. Wie pan, — dodała, zniżając głos do tajemniczego szeptu, — że ja się boję o jego zdrowie...
— A to dlaczego?
— Bo pan Holmes jest dzisiaj taki jakiś dziwny. Po wyjściu pana chodził i chodził z dołu na górę i z góry na dół, aż mi się uprzykrzył ten ciągły odgłos kroków. Potem słyszałam, jak mówił do siebie i mruczał, a za każdem odezwaniem się dzwonka wychodził na schody i pytał: „Co tam takiego, pani Hudson?“ A teraz zatrzasnął drzwi od swego pokoju i słyszę znów, jak chodzi nieustannie. Byleby nie zachorował! Odważyłam się wspomnieć o ja-

121