Strona:PL Doyle - Znak czterech (tł. Neufeldówna, 1922).pdf/132

Ta strona została uwierzytelniona.

kim środku uspakajającym, to spojrzał na mnie takim wzrokiem, że ani wiem, jak wyszłam z pokoju.
— Myślę, że się pani zbytecznie niepokoi, — odparłem. — Widywałem go takim nieraz. Ma ważną sprawę do załatwienia i dlatego taki jest rozdrażniony.
Mówiłem obojętnie do naszej czcigodnej gospodyni, lecz sam zaniepokoiłem się, słysząc w nocy od czasu do czasu głuchy odgłos jego kroków; wiedziałem dobrze, jak jego duch energiczny buntował się przeciw tej mimowolnej bezczynności.
Nazajutrz rano spotkaliśmy się przy śniadaniu, — był blady, oczy miał zapadłe, a na policzkach gorączkowe wypieki.
— Mój stary, czego ty się tak dręczysz? — spytałem. — Słyszałem, jakeś wędrował w nocy.
— Nie mogłem spać, — odparł. — Ta przeklęta sprawa trawi mnie. Niesłychana rzecz, doprawdy, żeby taka głupia przeszkoda właziła w drogę, kiedy wszystkie inne są już pokonane! Wiem, jacy ludzie, jaki statek, wszystko, a mimo to nie mogę ich schwytać. Puściłem już w ruch innych pomocników i zastosowałem wszelkie środki, jakimi rozporządzam. Cała rzeka została przeszukana z obu stron, ale ani znaku naszych ptaszków, a pani Smith również nie

122