Strona:PL Doyle - Znak czterech (tł. Neufeldówna, 1922).pdf/138

Ta strona została uwierzytelniona.

wróci. Ale może pan zechce zaczekać. Proszę, niech pan siada i zapali jedno z tych cygar.
— Dziękuję; nie będę palił — odparł, ocierając spoconą twarz czerwoną, bawełnianą chustką.
— A może wody sodowej z whisky?
— Owszem, pół szklanki. Gorąco bardzo, jak na tę porę roku, a ja mam tyle lataniny i kłopotów! Pan zna moje zapatrywanie na tę sprawę z Norwood?
— Przypominam sobie, że je pan wygłaszał.
— Otóż, byłem zmuszony je zmienić. Zasnułem sieci dokoła p. Sholto i byłem już pewien, panie, że go trzymam, gdy naraz wymknął mi się na dobre! Zdołał dowieść alibi, nie podlegające wątpliwości. Od chwili, gdy wyszedł z pokoju brata i wrócił do siebie, nikt go nie widział. Nie on zatem właził na dach i przez otwór do pokoju. Sprawa jest bardzo ciemna, a chodzi tu o moją opinję zawodową. Byłbym bardzo wdzięczny za trochę pomocy.
— Wszyscy potrzebujemy niekiedy pomocy — rzekłem.
— Przyjaciel pański, pan Sherlock Holmes, ot, człowiek niezwykły — mówił Jones głosem przyciszonym, poufnie. — Jego pobić niełatwo. Widziałem go nieraz przy robocie, a nie było ani jednej sprawy, której nie zdołałby wyjaśnić.

128