Strona:PL Doyle - Znak czterech (tł. Neufeldówna, 1922).pdf/158

Ta strona została uwierzytelniona.

Na krzyk, człowiek siedzący przy sterze zerwał się i pogroził nam pięściami, klnąc grubym, ochrypłym głosem. Był to mężczyzna rosły, barczysty, a gdy tak stał wyprostowany dostrzegłem, że zamiast prawej nogi ma drewniany kikut. Na dźwięk jego przeraźliwych, gniewnych okrzyków poruszyła się ciemna, w kłąb zwinięta masa na pokładzie i w jednej chwili zamieniła się na małego czarnego mężczyznę — najmniejszego, jakiego w życiu widziałem — z wielką, bezkształtną głową i gęstą czupryną kędzierzawych włosów. Holmes trzymał już rewolwer w ręku, a i ja wydobyłem swój na widok tej dzikiej postaci. Otulona była w jakiś ciemny płaszcz, tak, że twarz tylko pozostała widoczna, lecz ta twarz wystarczała, żeby przyprawić człowieka o noc bezsenną. Nie widziałem nigdy rysów tak głęboko napiętnowanych zwierzęcością i okrucieństwem. Małe oczki gorzały złowrogim blaskiem, z po za grubych, rozchylonych warg połyskiwały wyszczerzone na nas ze zwierzęcą dzikością wielkie zęby.
— Jeśli podniesie rękę, strzelaj — rzekł Holmes spokojnie.
Dzieliła nas już tylko długość jednej łodzi, zdobycz już nie mogła nam się wymknąć. Widziałem wyraźnie białego człowieka z szeroko rozstawionemi nogami, klnącego na czem świat

148