Strona:PL Doyle - Znak czterech (tł. Neufeldówna, 1922).pdf/159

Ta strona została uwierzytelniona.

stoi i tego piekielnego karła z ohydną twarzą, wyszczerzającego na nas swe żółte, zwierzęce kły.
Dobrze się stało, że widzieliśmy go tak dokładnie, bo w tejże chwili wydobył z pod płaszcza krótki, okrągły kawałek drzewa i przytknął go do ust. Rewolwery nasze odezwały się jednocześnie. Karzeł skręcił młynka, zatrzepotał rękami i krztusząc się, spadł z pokładu łodzi do rzeki. Uchwyciłem jeszcze jedno jadowite spojrzenie jego strasznych oczu, zanim znikł w toni.
Widząc to człowiek z drewnianą nogą rzucił się do steru i skręcił prosto ku wybrzeżu, tak, że w zapędzie naszym ominęliśmy jego statek. Zawróciliśmy niezwłocznie, ale on już był nad samym brzegiem. Panowała tu pustka zupełna — blask księżyca oświetlał rozległe bagnisko, tu i owdzie migotała powierzchnia kałuży, gdzieniegdzie sterczał zabłąkany krzak zieleni. Statek z głuchem warczeniem zarył się w grunt błotnisty.
Zbieg zeskoczył z pokładu, lecz drewniana noga zapadła się niezwłocznie w rozmiękłą ziemię. Napróżno usiłował nogę wydostać — nie mógł już postąpić kroku ani w tył, ani naprzód.

149