Strona:PL Doyle - Znak czterech (tł. Neufeldówna, 1922).pdf/175

Ta strona została uwierzytelniona.

w miejsce bezpieczne. Ta podróż nie przyniesie wam rupji.
— Okłamujesz nas — rzekł Athelney Jones surowym tonem; — gdybyś chciał wrzucić skarb do Tamizy, łatwiej byłoby ci zatopić go wraz ze szkatułką.
— Tak, byłoby łatwiej mnie zatopić, a wam znaleźć — odparł, zerkając na nas przebiegle, z ukosa. — Ten, kto był taki mądry, że mnie wytropił, byłby też taki mądry, że wydobyłby szkatułkę z dna rzeki. Teraz, kiedy klejnoty i pieniądze rozsypane są na przestrzeni jakich pięciu mil, sprawa będzie trudniejsza. A jednak serce mi się krajało, gdym to robił. Byłem nawpół przytomny, gdym spostrzegł, że niema ratunku. No, ale co tu się już teraz martwić! Bywałem w życiu na wozie i pod wozem, ale nauczyłem się nie płakać nad rozlanem mlekiem.
— Sprawa jest bardzo poważna — rzekł agent śledczy. — Gdybyś był dopomógł sprawiedliwości, zamiast postępować tak na przekór, miałbyś lepsze widoki uniewinnienia podczas procesu.
— Sprawiedliwość! — zawołał drwiąco były więzień. — Ładna mi sprawiedliwość! Czyja to zdobycz, jeśli nie nasza? Gdzież jest sprawiedliwość, skoro mam zdobycz oddać tym, którzy na nią nie zapracowali? A ja zapracowałem

165