Strona:PL Doyle - Znak czterech (tł. Neufeldówna, 1922).pdf/179

Ta strona została uwierzytelniona.

moja nie była wielką przeszkodą, gdyż pozostało mi jej tyle jeszcze, że mogłem się utrzymać w siodle. Praca moja polegała na objeżdżaniu plantacji, pilnowaniu robotników i strofowaniu próżniaków. Pensję miałem dobrą, mieszkanie wygodne, jedynem mojem życzeniem zatem było spędzić resztę życia w plantacjach indyga. Pan Abel White był bardzo dobry, często wpadał do mojej skromnej siedziby i wypalił ze mną fajkę, bo ludzie biali tam, na obczyznie, lgną do siebie tak, jak nigdy tutaj, w kraju.
„Szczęście jednakże nigdy nie sprzyjało mi długo. Nagle, bez żadnej wskazówki ostrzegawczej, wybuchło wielkie powstanie. Przez miesiąc panował w Indjach taki spokój na pozór jak w Surreyu lub w Kencie; aż tu naraz zbuntowało się dwieście tysięcy czarnych djabłów i kraj stał się istnem piekłem. Panowie wiedzą przecież doskonale, co się tam wtedy działo, lepiej odemnie prawdopodobnie, skoro czytacie, a to nie mój fach. Ja wiem tylko to, co widziałem na własne oczy. Nasza plantacja znajdowała się w miejscowości, nazwanej Muttra, na kresach prowincji północno-zachodnich. Noc w noc na całym widnokręgu świeciła luna od pożaru płonących osad i wiosek, a dzień w dzień przez posiadłość naszą przeciągali Eu-

169