Strona:PL Doyle - Znak czterech (tł. Neufeldówna, 1922).pdf/185

Ta strona została uwierzytelniona.

wyjąłem fajkę i oparłem o mur muszkiet, aby zapalić zapałkę. W jednej chwili obaj Sikhowie rzucili się na mnie. Jeden z nich schwytał mój karabin i mierzył mi prosto w głowę, drugi zaś wydobył wielki nóż i, trzymając go nad mojem gardłem, przysięgał przez zaciśnięte zęby, że go we mnie zatopi, jeżeli się ruszę z miejsca.
„Odrazu przyszło mi na myśl, że te dwa łotry są w zmowie z powstańcami i że ich napaść na mnie jest początkiem ataku. Jeśli nasza brama jest w rękach Sepojów, myślałem, fort się nie ostoi, a kobiety i dzieci spotka taki sam los jak w Cawnpore. Może panowie pomyślą, że to z mojej strony przechwałki, ale daję panom słowo, iż, gdy o tem pomyślałem, jakkolwiek miałem ostrze noża na gardle, otworzyłem usta, żeby krzyknąć dla zaalarmowania głównej straży, choćby to miał być mój krzyk ostatni. Ten, który mnie trzymał, odgadł moje myśli, bo szepnął: „Nie róbcie hałasu, sahib. Fort jest bezpieczny. Z tej strony rzeki niema tych zbuntowanych psów“. W tonie jego był dźwięk prawdy; nie wątpiłem, że jeśli podniosę głos, padnę trupem. Wyczytałem to w oczach tego, który do mnie mówił Czekałem tedy w milczeniu na wyjaśnienie, czego właściwie chcą odemnie.

175