Strona:PL Doyle - Znak czterech (tł. Neufeldówna, 1922).pdf/191

Ta strona została uwierzytelniona.

tak z tymi dzikimi Pundżabami i czekać na człowieka, który miał przyjść po pewną śmierć.
„Nagle dostrzegłem blask przyćmionej latarni po drugiej stronie rowu. Znikła po chwili między szańcami, a potem ukazała się ponownie, zbliżając się powoli w naszym kierunku.
„— Idą! — zawołałem.
„— Wezwiecie go, sahibie, jak zwykle — szepnął Abdułłah. — Nie dawajcie mu powodu do obawy i podejrzenia. Poślijcie nas z nim do wnętrza, a już my dokonamy reszty, gdy wy będziecie tu stali na straży. Rzućcie na niego światło latarni, żebyśmy mogli upewnić się, że to on istotnie.
„Migocące światło zbliżało się ciągle, aż w końcu mogłem już rozpoznać dwie ciemne postaci po tamtej stronie rowu. Pozwoliłem im spuścić się po stoku do kałuży i wleźć z drugiej strony do połowy na groblę, zanim ich wezwałem.
„— Kto idzie?... — rzekłem stłumionym głosem.
„— Przyjaciele — brzmiała odpowiedź.
„Odsłoniłem latarnię i rzuciłem na nich snop światła. Pierwszy, był to olbrzymi Sikh, z czarną brodą, sięgającą za pas; nie widziałem jeszcze takiego wielkiego człowieka, chyba w jakiej budzie, gdzie pokazywał się za

181