Strona:PL Doyle - Znak czterech (tł. Neufeldówna, 1922).pdf/213

Ta strona została uwierzytelniona.

sałem długą liną. Zwinny był, jak kot, niebawem też dostał się do pokoju przez dach; nieszczęście chciało wszakże, iż Bartłomiej Sholto był jeszcze w pracowni. Tongo mniemał, że zabijając go, uczyni coś bardzo mądrego, bo, gdy następnie wszedłem, przy pomocy liny, zastałem go napuszonego i dumnego jak indyk. Zdumiony też był wielce, gdy poczuł na skórze swojej linę i usłyszał, że klnę i nazywam go krwiożerczym szatanem. Zabrałem szkatułkę, spuściłem ją na dół, potem zsunąłem się sam po linie, pozostawiwszy na stole podpis czterech na znak, że klejnoty powróciły do tych, którzy mieli największe do nich prawo. Tonga wciągnął linę do pokoju, zwinął ją i powrócił tą samą drogą, którą przyszedł.
„Zdaje mi się, że nie mam już nic więcej do powiedzenia. Słyszałem jak przewoźnik jakiś wychwalał szybkość łodzi parowej Smitha „Aurory“, pomyślałem tedy, żeby się nią posłużyć do ucieczki. Umówiłem się ze starym Smith’em i przyrzekłem mu znaczną sumę, jeśli nas dowiezie do okrętu. Wiedział on niewątpliwie, że sprawa była nieczysta, ale nie zwierzyliśmy mu się z naszej tajemnicy.
„Wszystko, co opowiedziałem, jest szczerą prawdą, a opowiedziałem nie po to, żeby panów zabawić, bo panowie nie wyświadczyliście

203