Strona:PL Doyle - Znak czterech (tł. Neufeldówna, 1922).pdf/67

Ta strona została uwierzytelniona.

stara pani Bernstone. Ona nam wszystko wyjaśni. Ale może państwo zechcą poczekać tu parę minut, bo, jeśli wejdziemy wszyscy razem, a ona nie została uprzedzona o naszem przyjściu, przelęknie się. Ale... cicho! a to co?
Podniósł w górę latarnię, a ręka jego dygotała tak silnie, że kręgi światła skakały dokoła nas zygzakowatym ruchem. Miss Morstan schwyciła mnie za rękę i staliśmy wszyscy z zapartym oddechem i wytężonym słuchem. Z wielkiego czarnego gmachu dobiegł nas, rozdzierając ciszę nocną, dźwięk rozpaczliwie smutny i żałosny — przejmujące zawodzenie przerażonej kobiety.
— To pani Bernstone, — rzekł Sholto. — Oprócz niej, niema tu innej kobiety. Poczekajcie tutaj. Wrócę za chwilę.
Pośpieszył do drzwi, zastukał w swój specjalny sposób i ujrzeliśmy wysoką, starą kobietę, która, otworzywszy mu, krzyknęła z radości.
— Ach, panie Tadeuszu, jakam ja szczęśliwa, że pan przyszedł! Taka jestem szczęśliwa, że pan przyszedł!
Słyszeliśmy jak powtarzała raz jeszcze, że jest wielce uradowana, potem drzwi się zamknęły, a głos jej skonał w nieuchwytnym już dla nas szepcie.

57