Strona:PL Doyle - Znak czterech (tł. Neufeldówna, 1922).pdf/83

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy to cierń angielski? — spytał Holmes.
— Nie, stanowczo.
— Mając te wszystkie dane, mógłbyś już wysnuć jaki słuszny wniosek. Ale, oto wojsko regularne, zasiłki ochotnicze muszą się tedy cofnąć.
Gdy to mówił, odgłos zbliżających się coraz bardziej kroków odezwał się głośno na korytarzu i do pokoju wtoczył się ciężko okazały, bardzo tęgi mężczyzna w szarym garniturze. Twarz miał ponsową, pulchną, oczy maleńkie, spoglądające bystro z pod obrzękłych, mrugających powiek. Tuż za nim szedł inspektor w mundurze i ciągle drżący jeszcze Tadeusz Sholto.
— Oho, będzie tu robota! — krzyknął głosem ochrypłym ten, który wszedł pierwszy; — będzie tu ładna robota! Ale, co to za ludzie? Cóż to, dom pełen, jak królikarnia!
— Sądzę, że mnie pan pamięta, panie Athelney’u Jones’ie, — odezwał się Holmes spokojnie.
— Naturalnie, ma się rozumieć, że pamiętam! — odparł tamten, sapiąc. — Pan Sherlock Holmes, teoretyk. Czy ja pana pamiętam! Ależ ja nigdy nie zapomnę, jakie pan nam wszystkim palnął kazanie o przyczynach, wnioskach i skutkach w sprawie klejnotów z Bishopgate.

73