Strona:PL Duchińska - Antologia poezyi francuskiej XIX wieku.djvu/10

Ta strona została przepisana.

I niby las, owiany w powietrzne błękity,
Trzydziestu groźnych wieżyc najeżone szczyty,
Saraceńskie krużganki świecą się wokoło,
Grubo zewnątrz oblane żywicą i smołą.
A za niemi z pośrodka warownego miasta,
Olbrzymich kształtów wieża w obłoki wyrasta;
Blanki jéj ołowiane, a w każdéj strzelnicy,
Ze wzrokiem wytężonym czatują łucznicy,
A na złotym jéj szczycie, wielki jak tarcz słońca
Dyament lśni wokoło blaskiem barw tysiąca
I strumieniem światłości oblewa krąg cały.

A na lewo poważnie kipią morskie wały
I do podnóża grodu białe niosą żagle.
Karol z góry dopatrzył gród i zadrżał nagle.

O! mądry mój Naimie, patrz, patrz, tam daleko,
Jakiż to gród potężny połyska nad rzeką?
Kto posiądzie go, wieczną okryje się chwałą,
Jam smutny, mnie się raczéj weselić przystało.
Gdybym tu z lat dziesiątek strawił w ciężkiéj zbroi!
Hej łucznicy, wodzowie, towarzysze moi,
Dziatki moje, lwy moje, przysięgam na duszę,
Nim na krok wstecz ustąpię, ten gród zdobyć muszę.

Dreszcz trwogi nawskroś przejął starego Naima:
— „Kup go, królu! przemocą nikt go nie otrzyma;
Bo prócz dzielnych Bearnów, niezachwianych w wierze,
Bitnych Turków dwadzieścia tysięcy go strzeże.
Niegdyś o naszych czynach brzmiały głośne wieści,
Lecz dziś, królu, czyż stanie za zastęp niewieści
Ta garstka zmordowana i dachu spragniona!
Jam starzec najdzielniejszy z twych rycerzy grona.
Panie, pozwól, niech słuszne powody wyliczę, —
Kędyż mamy tarany? kusze oblężnicze?
Konie padły w pochodach, a żołnierz syt boju,
Radby wreszcie odpocząć po trudach i znoju;
Szaleniec chyba mniema — wyznam, królu, szczerze,
Iż pociskiem kul ręcznych rozwali te wieże.”

A król na to z słodyczą rzecze nieudaną:
„Książę, jam ciebie pytał, jak ten gród nazwano.”