niesłychanych. W Paryżu przyjęto go wprawdzie jako tryumfatora; cała publiczność podniosła się, wołając: Niech żyje Bonaparte! gdy się ukazał w teatrze w czasie reprezentacyi: Horacyusz Kokles; ale owacye te nie zaślepiały go.
Tegoż jeszcze wieczora powiedział do pana Bourienne:
„W Paryżu o niczém długo nie pamiętają. Jeżeli pozostanę czas jakiś bezczynnym, zginąłem. W tym wielkim Babylonie jedna wziętość szybko strąca drugą. Potrzeba mi być tylko 3 razy jeszcze w teatrze, a już na mnie patrzeć nie będą.“
W kilka dni potem zamianowano go członkiem Instytutu, w wydziale nauk i sztuk. Nominacya ta była mu bardzo przyjemną.
Napisał natychmiast do prezesa list następujący:
„Wybór ludzi znakomitych, składających Instytut, jest dla mnie zaszczytem.
„Czuję to bardzo dobrze, że zanim im wyrównam, będę wprzód długo ich uczniem.