— Cóżeś jeszcze robił?
— Zrobiłem, co robię, kiedy chcę z łapać zwietrzynę.
Mocąuet miał swój osobny słownik, właściwą sobie frazeologią. Nigdy nie mówił: zwierzyna. Ilekroć mój ojciec wymówił wyraz zwierzyna, Mocquet zaraz dodawał: Tak jest, jenerale zwietrzyna, bo jenerale, z przeproszeniem, źle mówisz.
— Jak to, co źle mówię?
— Tak jest, nie mówi się zwierzyna, ale zwietrzyna.
— A to dla czego?
— Bo zwierzyna, to nic nie jest.
— A co jest zwietrzyna?
— To jest stworzenie, którego cały rozum w wietrzeniu, które sobie zwietrzy pożywienie, to jest zwietrzyna.
Definicya tak była logiczna iż nie było co na nią odpowiedzieć. To też ojciec mój nic na nią nie odpowiedział i tryumfujący Mocquet nie przestawał zwierzyny nazywać zwietrzy ną.
Otóż dlaczego zapytanie mego ojca.
Strona:PL Dumas - Życie jenerała Tomasza Dumas.djvu/359
Ta strona została przepisana.