Strona:PL Dumas - Życie jenerała Tomasza Dumas.djvu/379

Ta strona została przepisana.

Będę jeszcze mówił o tych dwóch ostatnich, bo są bardzo blisko zaplątani w historję méj młodości.
W końcu października zajechał przed główne drzwi kabriolet; wsiedliśmy do niego, mój ojciec i ja, i pojechaliśmy.
Cieszyłem się zawsze, kiedy mnie ojciec zabierał z sobą na przejażdżkę.
Tym razem jechaliśmy parkiem. Było to w końcu października, bo pamiętam że liście opadające latały jak stada ptaków.
Zatrzymał nas szlaban. Ojciec mój zapomniał klucza, a do domu trzy ćwierci mili, zadaleko aby wracać. Ojciec wysiadł z kabryoletu, schwycił belkę oburącz, wstrząsnął nią gwałtownie, i ze słupa, w który była założoną, wywalił kamień wraz zosadzonym weń zamkiem.
Ruszyliśmy daléj:
W pół godziny stanęliśmy w zamku Montgobert. Tutaj liberya była zielona, nie czerwona jak u pani de Montesson.
Przeprowadzono nas przez szereg pokoi, aż weszliśmy do buduaru wybitego kaszmirami.