Strona:PL Dumas - Życie jenerała Tomasza Dumas.djvu/381

Ta strona została przepisana.

wałała mnie i obdarzyła bonbonierką szyldkretową nasadzoną złotem.
Zdziwiło mnie, że dojąc szkatułkę wysypała z niéj karmelki. Mój ojciec także zrobił jéj te uwagę. Ale ona nachyliła się do jego ucha, powiedziała po cichu kilka wyrazów i oboje zaśmiali się.
W téj chwili białe i różane lice księżnej, musnęło ogorzałe lica mego ojca; on wydał się brunatniejszym, ona bielszą. Oboje byli cudni.
Może patrzyłem się na to oczami dziecka, oczami podziwiającemi wszystko — ale gdybym był malarzem, utworzyłbym niezawodnie obraz z dwóch tych osób.
Nagle rozległy się po parku dźwięki rogu.
— Co to? zapytał mój ojciec.
— Oh! odrzekła księżna — to Montbretony polują.
— Oto polowanie się zbliża, zwierz mijać będzie tę ulicę, pojdźże przypatrzeć się księżno.
— Eh nie, kochany jenerale, dobrze mi tu i nie ruszę się; męczy mnie chodzenie; chcesz, to mnie zanieś.