Potém po kilku minutach głębokiego osłabienia;
— Kochana pani Darcourt, powiedział, daje ci moją trzcinę, która mi ocaliła życie w więzieniu w Brindisi, kiedy neapolitańscy zbóje chcieli mnie zamordować. Czuwaj nad tém aby mnie nie opuściła, aby ją ze mną pochowano; mój syn nie wie jaką wartość ma ona dla mnie i poszłaby w poniewierkę, zanimby mógł jéj używać.
Pani Darcourt, widząc że w tém co mówi jest pewien rodzaj szału, odpowiedziała mu, aby się nie sprzeciwiać, że stanie się jako żąda.
— Zaczekaj, rzecze ojciec, gałka jest ze złota.
— A tak.
-— Nie zostawiam moim dzieciom tyle majątku, abym mógł je pozbawiać i téj trochy złota. Chciéj zanieść moją trzcinę do Duqueta, złotnika, zaraz na przeciwko, niech stopi tę gałkę, i niech mi przyniesie sztabkę złota zaraz po stopieniu.
Wróciła za chwilę.
— Jakże? zapytał mój ojciec.