Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/100

Ta strona została przepisana.

zując się zbyt nagle; drugiego dnia przez szyby, bom się nie mógł zdobyć na to, aby otworzyć okno; trzeciego dnia już przez otwarte okno.
„Postrzegłem z radością, że moja śmiałość nieprzestraszała jéj.
„Trzeciego dnia pod wieczór dojrzałem, że zapinała kalosze i narzucała szalik na ramiona; widocznie miała zamiar wyjść.
„To była właśnie oczekiwana chwila, i ja gotów byłem iść za nią. Na prędce zrobiłem sobie plan: miałem ją zatrzymać, gdybym się notabene ośmielił, ofiarować jéj me ramie, pójść z nią tam dokąd szła, a przez drogę wyliczyć jéj wszystkie okropne męczarnie, jakie mi sprawia jej zadarty nosek, jej uśmiech i białe ząbki.
„Wziąłem więc laskę, kapelusz, surdut, i zlazłem z piątego piętra mojego; ale jakkolwiek szybko starałem się odbyć tę operacyę, kiedym wyszedł na Ulicę, ona była o 30 może kroków odemnie. Musiałem więc ją dogonić. Ale rozumie się, w sposób przyzwoity, zbliżając się pomału, aby się nie zlękła. — Na ulicy. Ś Jakóba, jużem zyskał 10 kroków; na rogu Ulicy Rasyna miałem już 20; nareszcie na Ulicy Vaugirard, byłbym ją niezawo-