Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/101

Ta strona została przepisana.

dnie dopędził, aż tu jedną razą, skoczyła przez próg bramy, weszła na podwórze, przebiegła je i poszła na schody, których ostatnie nawet stopnie, mogłem widzieć z ulicy. Przez chwilę miałem myśl pilnować jej śladów, i poczekać na nią na podwórzu; ale właśnie stróż zamiatał, i stróż ten nabawił mię trwogi. Niezawodnie spytałby się mnie dokąd idę, jabym nie wiedział, co mu odpowiedzieć, bo nawet nie wiedziałem imienia mojej pięknéj gryzetki. — Musiałem więc czekać na ulicy, i zacząłem wartę, która mi raz na zawsze obrzydziła gwardyę narodową. — Przeszła godzina, dwie, pół trzeci godziny przeszło, a bożyszcze myśli moich, nieukazywało się wcale. Miałżebym przestraszyć lękliwą gazellę?
„Tymczasem zbliżała się noc; a ja nie miałam ani tajemnicy ani cnoty Jozuego, aby zatrzymać słonce. — Aż tu, przy blasku lampy, co oświecała schody, dojrzałem suknię mojego zbiega; ale zarazem widziałem i koniec płaszcza jakiegoś mężczyzny, którego okuta laska sztukała po stopniach schodów. — Czy to był jej brat? — mógł być i kochanek! Przypomniałem sobie prawidło mędrca; w wątpliwości wstrzymaj się — i wstrzymałem się.