nego swego lekarza, i pojadę z niemi. — Jestem dosyć bogaty, kiedy Magdalenie na niczem nie zbywa......Bo i cóż dla mnie potrzeba? — Jeżelim cokolwiek zostawił u siebie, to dla tego jedynie, abym jéj miał co dać jeszcze. Wiem, że odjazd mój wielu ludzi zadziwi, zechcą mię zatrzymać w imię nauki, przypomną mi całą klientelę jaką opuszczam. — Ale cóż mnie to wszystko obchodzi? — Nad córką przedewszystkiem czuwać powinienem: jest to nie tylko dla mnie szczęściem, ale i powinnością świętą. Dzieci moje nie obejdą się bezemnie. Będę ich kassyerem. Bo trzeba, aby Magdalena błyszczała, przepychem tak jak błyszczy przed innemi pięknością, i ich majątek wystarczyć temu powinien. Najmiemy pałac w Neapolu na Villa-Reale, ku południowi zwrócony. I moja Magdalena zakwitnie tam, jak krzew na rodzinną przeniesiony ziemię. Będę im urządzał bale, będę prowadził ich dom, będę wreszcie ich intendentem. Uwolnię ich od wszystkich materyalnych starań życia. Będą mogli być szczęśliwi i kochać się — a i to ileż czasu pochłonąć może.
Nie dosyć na tém; chcę także, aby ta podróż
Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/116
Ta strona została przepisana.