Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/122

Ta strona została przepisana.

nowo. Przez ten czas noc się zbliżała, i ciemności pokrywały wszystko.
Jedną razą muzyka ustała. Uśmiechnąłem się: Amory przybył.
Szedłem ku salonowi, ale inną aleją, ciemną, co szła wzdłuż muru. Na téj alei, zastałem Antoninę na ławce, samą, zadumaną. Od dwóch dni chciałem z nią pomówić. Zdało mi się, że czas był stosowny — i zatrzymał się przed nią. Biedna Antonina, mówiłem do siebie, bezwątpienia, ona będzie nieco psuła nam trojgu życie, jakie sobie obiecywałem. Uczucia serdeczne i tak poufałe, najmniejszych nie lubią świadków; bez niéj podróż nasza dalekoby mogła być przyjemniejszą. Ale nie chciałem jéj samej zostawić tutaj. — Można by to biedne dziecko zostawić, chyba szczęśliwe i otoczone temi samemi uczuciami, którym Magdalena, Amory i ja mamy szczęście nasze być winni. Kocham ją, kochałem siostrę moję, i nie mogę inaczej postąpić. To też przygotowawszy wszystko dla Magaleny — i dla niéj przygotowałem wszystko.
Ujrzawszy mię, uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę ku mnie.