Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/127

Ta strona została przepisana.

piękna, dowcipna, często wesoła, mając do tego wszystkiego dwakroć sto tysięcy posagu!
Ale zresztą, co mi tam było do tego? i dla czegóż traciłem czas badając niewytłumaczone kaprysy młodéj dziewczyny? Dla czegóż pocieszałem ją, żałowałem, dodawałem odwagi, dla czegom zaraz nie poszedł do salonu?!
I Bóg wie, jak długo zostałbym z tą długą córką moją, gdyby ona zmieszana zapewne wzrokiem mojém, lękając się nowych zapytań, nie prosiła mię sama o pozwolenie oddalenia się do siebie.
— Nie! dziecię moje, rzekłem, zostań tu, ja pójdę. Ty moja kochana Antonino możesz śmiało zostać w ogrodzie wśród nocy. Chciałbym bardzo, aby Magdalena była tak zdrowa jak ty.
— O mój wuju, zawołała Antonina powstając, przysięgam ci w obec tych gwiazd, co na nas patrzą, wobec księżyca, co tak ślicznie świeci, przysięgam ci, że gdybym mogła, natychmiast bym zdrowie moje Magdalenie oddala. Bo lepiejby było stokroć, abym ja raczéj narażona była na te niebezpieczeństwa ciągłe, ja biedna sierota, — aniżeli ona szczęśliwa wszystkiém a nadewszystko szczęśliwa miłością!