siły; i tylko gwałtowna moralna reakcya i wcale gorączkowa energia, utrzymywała ją na nogach. — I dla tego nie spotkała kochanka ze zwykłym uśmiechem, ale na widok jego nie mogła ukryć pewnéj niecierpliwości; a ponieważ widziała i w nim niejakie zadziwienie: „prawda, Amory, rzekła, żem szkaradna dzisiaj?” i uśmiechnęła się gorzko, ale są dni, w których mi się nic nie udaje, i dziś właśnie taki jest dzień. Włosy mi ułożono najgorzéj, suknia zrobiona najniezgrabniéj, jestem straszna, okropna!.....
Biedna szwaczka była tam i protestowała jak mogła.
— Ty straszna! rzekł Amory, ty Magdaleno! i owszem ubiór głowy doskonały, i suknia leży cudownie. Jesteś piękna i wdzięczna jak Anioł.
— A więc to ani wina szwaczki ani fryzjera, ale moja własna już wina; bo ja wcale nie jestem ani do tego ubioru, ani do téj sukni. Jak ty możesz mię kochać Amory? Trzeba mieć nadzwyczaj zły gust.
Amory zbliżył się i chciał ją pocałować w rękę; ale nie widziała tego, bo patrzała w zwierciadło, i pokazując szwaczce zmarszczek zaledwo dojrzany w staniku, rzekła:
Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/144
Ta strona została przepisana.