Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/150

Ta strona została przepisana.

czy nie zrobiłem czego, coby się nie podobało twéj córce.
— O! nie! bądź spokojny; nie jesteś winny więcéj jak Antonina, i cała chyba wina twoja jest, że cię Magdalena kocha zbyt żywo.
— O! mój ojcze, jakżeś dobry, że mię tak uspokajasz.
— Teraz, odpowiedział p. d’Avrigny, przyrzeknij mi, że nie będziesz namawiał jéj do tańca, a szczególniej do walca; a po kontredansach, od których ci się wymówić nie podobna, bądź przy niéj ciągle, mów z nią o przyszłości waszéj.
— O! bądź spokojny ojcze!
W téj chwili usłyszano nieco mocniejszy głos Magdaleny.
— O! mój Boże, moja pani N... jakieś nie zręcznie dzisiaj! pozwól Antoninie, i niechże się to raz przecież skończy.
I przez chwilę było cicho i potem nagle zawołała:
— No! i cóż tam robisz Antonino!
I wykrzyknikowi towarzyszył szelest podobny temu, jaki wydaje rozdzierana materya.
— To nic, rzekła Antonina z uśmiechem, to