Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/182

Ta strona została przepisana.

Widziałem jak natura, ten dzielny pomocnik sztuki dodany jej przez Pana, bierze górę nad chorobą; po przesileniu, po walce opornej widziałem dotykalnie lepszy jej stan, i z radością szaloną, dziwne roiłem nadzieje!... Ale napad kaszlu i nowy przystęp gorączki, w godzinę jaką, walił mi te zamki powietrzne! Wtedy zwątpiłem o wszystkiem; wtedy z stępowałem po stromych schodach rozpaczy na samo dno; nieprzyjaciel na chwilę odparty, wracał zwiększą zaciętością do dzieła. I ten sęp straszliwy, co dziobem swym rozrywa piersi dziecięcia mego, rzucał się znowu na zdobycz swą. Wtedy padłszy na kolana, z czołem do ziemi przyparłem, wołałem: o mój Boże! mój Boże! jeśli twoja nieskończona Opatrzność nie wesprze biednej i ograniczonej nauki mojej — wszyscy zginiemy!
Wszędzie mówią o mnie, że zręcznym jestem lekarzem. Prawda, że w Paryżu jest kilka set osób, co mi winni życie, nie jedną żonę wróciłem mężowi, nie jedną matkę dzieciom jej, nie jedno dziecko rodzicom wróciłem. A dziś? — dziś mam córkę własną umierającą, i nie mogę powiedzieć: ocalę ją! Nie raz spotykam na ulicy ludzi oboję-