Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/200

Ta strona została przepisana.

cia, kiedyś mu kwiatek oddawał. I ja mój ojcze, jestem jak ptaszek ten. I kiedy brak mi powietrza, kiedy duszę się prawie, jak pod machiną pneumatyczną, powiedz mi ojcze mój, czy nie możnaby dodać mi życia otaczając mię kwiatami?
— Można, można, dziecię drogie, i zrobiemy to właśnie, bądź spokojna. Zawiozę cię do takiego kraju, gdzie róże nie więdną, gdzie młode dziewczęta nie umierają — i tam żyć będziesz wśród kwiatów, jak ptaszek, jak pszczółka.
— Do Neapolu? mój ojcze, spytała Magdalena.
— O! nie! moje dziecko! Neapol za odległy jest na pierwszą wycieczkę; zresztą Neapol ma Sirocco, które warzy kwiaty, ma gorącą lawę Wezuwijusza, która pali piersi młodych dziewic.
Nie! my się zatrzymamy w Nicy.
I przestał badając córkę oczyma.
— A cóż... spytała, A...
Amory spuścił głowę.
— Amory pojedzie sam do Neapolu.
— Jakto! to Amory nas opuści? — zawołała Magdalena.
— Czyż to można nazwać opuszczeniem? rzekł żywo p. d’Avrigny.