Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/211

Ta strona została przepisana.

łości. Wszystkie uczucia, co nie wzrastają ciągle, zmniejszają się tém samem. — Wiesz gdziebym chciała być teraz? Chciałabym położyć się pod tym krzakiem róż, na tym pięknym trawniku zielonym; tam musi być bardzo miękko.
— Bardzo się cieszę, rzekł p. d Avrigny, że twoje żądania tak są ograniczone; za trzy dni będziesz im mogła uczynić zadość.
— Doprawdy ojcze? zawołała Magdalena, klaskając rękami, jak dziecko, któremu obiecano zabawkę długo upragnioną.
— I dziś nawet możesz, jeśli zechcesz, dojść sama do tego krzesła, którego tak nie lubisz. Wprzódy niżeli latać nauczysz się chodzić. Ja tylko i panna Brown prowadzić cię będziemy.
— I sądzę, że dobrze zrobicie, rzekła Magdalena, bo muszę ci się przyznać mój drogi ojcze, żem zupełnie podobna do tych junaków, co robią wiele hałasu, kiedy niebezpieczeństwo daleko, ale za zbliżeniem się go, zmieniają nagle i minę i mowę. O któréj godzinie wstanę? Czy będę czekała aż do południa? To zbyt długo ojcze, patrzaj dopiero dziesiąta.
— Dziś już kochane dziecię wstaniesz o godzi-