Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/214

Ta strona została przepisana.

Wstałem przypominając sobie, co mi p. d’Avrigny powiedział. Domyślałem się, że był tam i czuwał nad córką. Siadłem więc przy fortepianie. Z tamtąd przez dwoje drzwi widziałem Magdalenę; zasłony drzwi sfałdowane otaczały ją w okół — i wyglądała jak obraz jaki Greuza. Skinęła na mnie ręką: otworzyłem nóty.
— Zaczynaj! — rzekł głos za inną.
Obróciłem się i ujrzałem P. d’Avrigny. Stał ukryty we drzwiach salonu.
Zacząłem.
Powiedziałem już, że był to motyw porywający, pełen ognia i melancholii: był to walc, jakie autor Frejszyca tylko pisać umie. Nie umiałem tego walca na pamięć, musiałem więc czytać z nót grając. A jednak, jak przez mgłę wydało mi się, że Magdalena podniosła się z krzesła: odwróciłem się zupełnie, zgadłem — stała. Chciałem zatrzymać się, P. d’Avrigny widział to i rzekł mi.
— Graj dalej!
I grałem — a Magdalena téj małej przerwy nie dojrzała.
Zdawało się, że ta poetyczna organizacya ożywała pod wpływem dźwięków, i nabierała siły,