w miarę jak takt dobitniejszym się stawał. I postawszy chwil kilka, widziałem, że się poruszyła. I wystaw sobie droga Antonina, ona, słaba i chora, co dziś rano zaledwo że przeszła przez pokój przy pomocy ojca i guwernantki, teraz stąpała wolnym ale pewnym krokiem, bez najmniejszego szelestu, jak cień, i nie opierała się o nic. Spojrzałem na p. d’Avrigny — zbladł jak śmierć. Chciałem się zatrzymać znowu, ale mówił mi szybko:
— Graj, graj ciągle! Przypomnij sobie skrzypce Kremony.
Grałem. Takt stawał się coraz pewniejszy i skorszy, i w miarę tego Magdalena, mocniejsza sama mocą muzyki i szybka szybkością taktów, zbliżała się do mnie gwałtowniéj — wreszcie oparła mi się o ramię. W téj chwili ojciec, na około przez mały salon, wszedł i ukazał się za nią.
— Graj, Graj Amory, rzekł. Brawo! Magdaleno, a cóżeś to ty nam dziś rano mówiła, że nie masz siły wcale?
I biedny ojciec śmiał się i drżał razem — a pot i trwoga pokrywały mu czoło.
— Ach! mój ojcze, rzekła Magdalena, to czarnoxięstwo. To jest dopiero wpływ muzyki na mnie.
Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/215
Ta strona została przepisana.