Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/218

Ta strona została przepisana.

Muzyka żadnego szkodliwego skutku na nią nie wywarła, i zdrowie jej coraz się poprawia. P. d’Avrigny długo mówił z Magdaleną o Tobie. Co ona mówiła, nie powiem Ci, bo się boję obrazić skromność twoją. Wreszcie oświadczył jej, że w poniedziałek ze wsi powrócisz. Magdalena zadrżała, rumieniec na lice wystąpił — potem zbladła nagle. Chciałem pokazać to p. d’Avrigny, ale spostrzegłem, że trzymał ją za rękę i sądziłem, że ta nagła zmiana jej oblicza nie uszła jego uwagi.
Mówiono o czem innem. Nazajutrz Magdalena miała zejść do ogrodu, nacieszyć się pod sklepieniem lilij i różanych krzaków tem powietrzem, do którego tak wzdychała przed dwoma dniami. Ale kochana Antonino, P. d’Avrigny słusznie chorych do dzieci przyrównywa. Ta obietnica, dziś już nie robiła na niej prawie żadnego wrażenia. Jakaś chmura zamroczyła myśl jéj — zdało się, że ją coś nadzwyczaj zajmuje.
Chciałem za pierwszą sposobnością spytać jej o przyczynę tego zamyślenia, kiedy drzwi się otworzyły i Józef weszedł, niosąc list z ogromną pieczęcią i do mnie adresowany. Otworzyłem go na-