Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/24

Ta strona została przepisana.

téj poduszce, u nóg twoich; a ponieważ miłość moja przykrość ci sprawia, będę mówił z tobą po bratersku, szczerze — serdecznie; — i przestanę na tém. — O! dzięki Bogu! — Lica twoje przybierają zwykły swój kolor; nie mają już tego blasku dziwnego, który mię zatrwożył w téj chwili, ani téj strasznej bladości, co je kryła, kiedym przyszedł. — Lepiéj ci? — dobrze Ci? Magdaleno, siostro moja, kochanko moja!
Młoda dziewica, padła raczéj nie siadła na krzesło, oparta na ręku, pochyliła naprzód głowę osłoniętą długiemi jasnemi włosami; a końce ich igrały z czołem młodzieńcza. — I tchnienie jéj mieszało się z tchnieniem kochanka.
— Tak, tak, mówiła, Amory! ja blednę i rumienię się według téj woli. — Tyś dla mnie tem, czem słońce dla kwiatów.
— Oj! co to za upojenie, ożywiać cię, wzrokiem swojem wlewać siłę — słowem jednem! Magdaleno, kocham cię, kocham!
I była chwila milczenia i zdało się, że dusze obie w oczach się zbiegły. Jedną rażą lekki szelest dał się słyszeć z tyłu. — Magdalena podniosła głowę,