Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/242

Ta strona została przepisana.

czone w jednym się stapiają pocałunku. — Ja kocham Cię Magdaleno!...
— Kocham cię Am...
I usta młodzieńca dotknęły w téj chwili jéj ust.
Ale wyraz zaczęty w niewysłowionéj miłości skończył się krzykiem strasznej boleści.
Na ten krzyk, Amory cofnął się nagle, i pot zimny na czoło mu bił.
Magdalena padła na ławkę; jedną ręką cisnęła piersi, drugą chustkę niosła do ust.
Straszna myśl przebiegła przez głowę młodzieńca.
Padł na kolana przed Magdaleną, otoczył ją ręką swą — i wyrwał jéj chustkę od ust.
Mimo ciemność dojrzał na niéj krew.
Wtedy porwał ją na ręce i biegnąc jak szalony zaniósł do pokoju, położył na łóżku, i sam bez tchu i mowy prawie, chwycił za sznurek idący do pokoju p. d’Avrigny i ciągnął ze wszystkich sił i dzwonił.
Później myśląc, że niepodobna mu będzie znieść wzroku tego biednego ojca, wybiegł, i jak zbrodniarz jaki schronił się do swego pokoju.
Tam był z godzinę bez przytomności prawie,