Zeszedł do małego salonu; długo stał podedrzwiami jej sypialni i słuchał, i nieśmiąc wejść, nie chcąc wrócić do siebie, stał jak wbity w ziemię.
Drzwi się nagle rozwarły — Amory cofnął się.
To d’Avrigny wychodził z pokoju córki, a na widok młodzieńca twarz jego przybrała wyraz surowości straszliwéj.
I Amory czuł, jak nogi pod nim drżą, i na kolana padł, cichym głosem o przebaczenie błagając.
Przez chwil kilka klęczał; ręce wyciągnął ku p. d’Avrigny, i skłonił czoło i nie śmiał podnieść go; a piersi wzbierały łkaniem i łzy padały na posadzkę.
Wreszcie uczuł, że p. d’Avrigny wziął go za ręce — a ręce były zimne jak z marmuru.
— Wstań Amory, rzekł on, nie twoja w tém wina, ale wina natury, co sprawia iż miłość ożywcza dla jednych, jest — śmiertelnym ciosem dla innych. Jam przewidywał to wszystko i dla tego właśnie obciąłem, abyś jechał od nas.
— Mój ojcze, mój ojcze, ocal ją, ocal — choćbym jéj już nigdy ujrzeć nie miał;
Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/244
Ta strona została przepisana.