Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/245

Ta strona została przepisana.

— Ocalić ją — mówił p. d’Avrigny — sądzisz że potrzeba prosić mię abym ją ocalili — nie mnie proś — proś Boga!
— Więc nie ma żadnej nadziei — więc potępieni jesteśmy nieodzownie?
— Amory, odpowiedział p. d’Avrigny, wiesz że użyję wszystkich środków jakich sztuka moja dostarczyć mi może — ale ja ci powiadam, że sztuka nic nie pomoże przeciw chorobie, która do tego już stopnia jest rozwinięta, jak ta.
I dwie duże łzy spłynęły z pod suchych powiek skołatanego starca.
Amory łamał ręcę w rozpaczy. P. d’Avrigny ulitował się wreszcie boleści jego, i przyciskając go do serca mówił mu.
— Słuchaj, jedno nam tylko zostaje — uczynić jéj śmierć znośniejszą; na to tylko mogę użyć sztuki mojéj, na to tylko zda ci się miłość twa. Wypełnijmy więc wiernie tę ostatnią powinność! Idź do siebie, jak będziesz mógł widzieć Magdalenę przyszlę tam.
Amory straszliwych oczekiwał wyrzutów; ta boleściwa dobroć zmieszała go — i byłby wołał