Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/257

Ta strona została przepisana.

— O! panowie, wołał biedny ojciec rozdzierającym głosem — to moja córka!
Nie mogłem wytrzymać dłużéj — wszedłem do gabinetu, i rzuciłem się w jego objęcia!
Wtedy zrozumieli wszyscy i wyszli w milczeniu.
Pozostał jeden tylko, a gdy p. d’Avrigny podniósł głowę, zbliżył się do niego.
Był to jeden z lekarzy, co trzymał się metody wyłącznej, przez innych wzgardzonéj. Nie miał żadnego szacunku dla p. d’Avrigny, był nawet jego nieprzyjacielem. — On rzekł:
— P. d’Avrigny! moja matka umiera, jak córka twa; tak jak ty dla uratowania córki, tak samo i ja nie oszczędzałem niczego byle matkę ocalić. Dziś rano, idąc tu przekonany byłem, że nie ma ratunku dla niéj. Teraz nadzieja moja wróciła. Powierzam Panu matkę mą — uleczysz mi ją niezawodnie.
P. d’Avrigny westchnął i podał mu rękę.
Potem poszliśmy do pokoju Magdaleny. Przyjęła nas uśmiechem nie spodziewając się, że dla nas była trupem już!