mi; zdaje mi się, że żaden warunek tej ziemi nie cięży na nim, że nie potrzebuje ani pokarmu ani snu: od miesiąca nie stano łóżka jego, bo czuwa ciągle, czuwa zawsze, myśli zawsze i bada.
Czyliż ten człowiek z żelaza?
Niechciałem iść do siebie, poszedłem do ogrodu; siadłem na tę samą ławkę na któréj siedzieliśmy razem. I najdrobniejsze szczegóły nocy owej stanęły przed myślą moją. W całem froncie jedno tylko okno słabem świeciło światłem. To okno Magdaleny. — Patrzałem na to światło słabe i drżące i porównywałem je z tym ostatkiem życia, które ożywia jeszcze ciało ukochanej mej Magdaleny. Jedną rażą światło zagasło — ciemności mię otoczyły. Zadrżałem. Czyż to niedoskonały obraz istnienia mojego? — Tak pomału gaśnie ostatni płomien światłości, która przez chwilę jaśniała wśród mroku życia mego.
Omyliłem się, Antonino. P. d’Avrigny ma także godziny słabości i rozpaczy. Dziś rano wszedłszy