Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/267

Ta strona została przepisana.

ta staje się bardziéj ponurą. Poszedł więc pytając mnie, czy idę z nim. Ale ja nie mam téj stoickiej energii jak on. Ja potrzebuję więcéj daleko czasu, żeby twarz moja uspokoiła się jakotako — półgodziny prawie przeszło nimem był wstanie kazać się Magdalenie.
I właśnie w téj przerwie piszę do Ciebie, kochana, Antonino.

Amory do Antoniny.

Jakiego anioła straci ziemia! patrzałem dziś na Magdalenę: w fosy jéj długie, złociste, rozwiane po poduszce, białość perły, oczy duże pełne smutku. To piękność ostatnia, najwyższa, którą resztki życia oświecają ciało, martwe niezadługo. I mówiłem sobie: Czyż w głosie jéj i w spojrzeniu, i w głębokiej miłości, co się uśmiecha jéj uśmiechem, czyż w tém wszystkiem nie odbija się dusza jéj? — Czy to wszystko nie jest duszą samą? a dusza czy może umierać?
A ona mrze przecież!
I wdzięk ten cały się zaćmi, zaginie — nie należąc do mnie wcale. I na ostatnim sądzie, Se-