Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/268

Ta strona została przepisana.

rafin co wezwie Magdalenę aby z niéj równego sobie zrobić anioła, nie mojem ją nazwie imieniem.
Biedne dziecko! i ona widzi teraz, że słońce życia jéj zachodzi; i złowieszcze przeczucia zaczynają dręczyć ją.
Dziś rano, nimem wszedł do jéj pokoju stałem przez chwilę podedrzwiami, bo tak robię zwykle, chcąc zebrać całą noc duszy swej, i wypogodzić twarz nieco.
Słyszałem jak łagodnym głosem dziecięcia mówiła do ojca: O! ja czuje że mi bardzo źle!... Ale ty mię ocalisz mój ojcze, ty mię ocalisz, — bo wiesz, że gdybym ja umarła i on by umarł także?
— O! tak — tak! najdroższa Magdaleno tak, jeśli ty umrzesz — ja żyć nie będę.
Wszedłem w téj chwili i uklękłem przy jéj łóżku.
Ojciec miał właśnie odpowiedzieć jéj, ale dała mu znak aby milczał. I ona także, kochana Magdalena moja, sądzi, że nie znam stanu jéj zdrowia i chce ukryć przedemną przeczucie swoje.
Podała mi rękę — podniosła mię, a kiedym wstał prosiła abym jéj jeszcze raz zagrał tego walca