Natychmiast posłano po Antoninę do Ville-d’Avray, następnie p. d’Avrigny wraz z Amorym i kapłanem weszli do pokoju Magdaleny:
Antonina przybyła o 4éj po południu.
Pokój Magdaleny smutny wtedy przedstawiał widok. Z jednej strony łoża stał p. d’Avrigny ponury, prawie dziki rozpaczą: trzymał za rękę umierającą córkę, i utkwiwszy w nią oczy szukał jeszcze ostatniego środka w głębokości myśli swéj, jak gracz kiedy ostatni grosz na kartę kładzie. Amory, siedział po drugiej stronie; chciał się uśmiechnąć do Magdaleny — i płakał biedny. Kapłan, postać szlachetna i poważna, stał w nogach jéj poglądając to na umierającą, to na niebo, co ją przyjąć wkrótce miało do siebie.
Antonina podniosła zasłonę drzwi, i stanęła w ciemnym kącie pokoju.
— Nie kryj przedemną łez swych Amory, mówiła zwolna Magdalena; gdybym ich nie widziała w oczach twoich, wstydziłabym się tych, co mi z ocz płyną. Jeśli płaczemy, czyż nasza w tém Wina? płaczemy, bo smutek to nie mały rozstawać się w wieku naszym. — Życie mi się zdawało tak dobre, i świat tak piękny mi się zdawał —
Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/279
Ta strona została przepisana.