Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/285

Ta strona została przepisana.

P. d’Avrigny nieruchomy, nie westchnął, nie jęknął ni razu, jednej łzy nie uronił. Gryzł milcząc chustkę, i przypominał modlitwy dziecięce zapomniane od dawna.
Antonina słaba jak kobieta, nie mogła powstrzymać łkania.
I w pośród tych trzech boleści, tak różnie objawionych, odbywał się obrządek święty.
Wreszcie — kapłan zbliżył się do Magdaledy. Ona złożyła ręce, podniosła się, oczy utopiła w niebo i przyjęła w spiekłe wargi hostyę świętą, którą przed sześcią laty po raz pierwszy przyjmowała z rąk tegoż samego kapłana.
Potem, osłabiona tém wysileniem, padła na łóżko, szepcąc:
— O mój Boże, spraw, żeby on o tém nie wiedział nigdy, że zobaczywszy Antoninę chciałam aby on umarł ze mną razem.
Kapłan wyszedł z ludźmi swymi.
Wtedy Magdalena, po kilku chwilach straszliwego milczenia, puściła ręce swoje, które ciągle miała złożone. P. d’Avrigny i Amory ujęli je.
Antonina modliła się.
I zaczęło się milczące i ponure czuwanie.