Magdalena jednak chciała mówić jeszcze, chciała po raz ostatni pożegnać ukochane serca.
Ale słabła tak nagle, i kilka słów wyrzeczonych kosztowało ją tyle, że p. d’Avrigny, nachylając ku niéj ubieloną głowę, prosił ją na klęczkach by nie mówiła.
On widział dobrze, że już wszystko skończone. Teraz pragnął jedynie tego tylko, aby odwlec jak można, wieczny ten rozdział.
Naprzód prosił Boga o życie dla Magdaleny, później o lata życia, później o miesiące, o dnie, teraz błagał tylko Pana o kilka godzin, o kilka chwil jeszcze błagał Pana.
— Zimno mi — wyrzekła Magdalena.
Antonina legła na nogach kuzynki i przez kołdrę chciała je ogrzać tchnieniem swojem. Magdalena bełgotała zaledwie; już nie mówiła.
Jak odmalować strapienie i boleść, co ściskała trzy serca wtedy? — Ci, którzy w straszną i ostateczną noc, ci co w noc taką jak ta, czuwali nad córką, nad matką — ci pojmą boleść tę. — Ci którym los oszczędził uczuć podobnych, niech błogosławią Boga, niech dziękują mu, że nie rozumieją udręczenia takiego.
Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/286
Ta strona została przepisana.