Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/287

Ta strona została przepisana.

Antonina i Amory niespokojnie poglądali na P. d’Avrigny. Nadzieja w nas jest tak silna, że żadne z nich nie przypuszczało, żeby nie było ratunku już, i dla tego na czole p. d’Avrigny szukali choćby promyka tej nadziei, która ich ożywiała.
Ale czoło to było ciągle ponure i pochylone, i żaden blask nie oświecał niezmiennej jego boleści.
Około 4ej nad ranem sen zmorzył Magdalenę.
Amory, widząc jak oczy zamyka wstał nagle; ale p. d’Avrigny powstrzymał go skinieniem.
— Śpi tylko, rzekł, uspokój się, Amory;jeszcze jej z godzina życia zostaje.
W istocie spała, piękna, wątła, delikatna.
A noc tymczasem nikła i gwiazdy niby topniejąc tonęły w bieliźnie jutrzenki.
P. d’Avrigny jedną ręką trzymał rękę Magdaleny, drugą badał bicie pulsu, który zaczął słabnąć w końcu ręki — a podnosił się wyżej ku łokciowi.
O 5ej zadzwoniono na Anioł Pański — i dzwonek sąsiedniego Kościoła wezwał wiernych do modlitwy.